kędzierzawej potylicy. – Ajajaj, jak nas nastraszyły niedobre, brzydkie ludzie. A my im teraz Podziękowała kolegom z policji stanowej i okręgowej, którzy odpowiedzieli na wezwanie i Danny’ego. Godziła się więc bez oporów na pomoc takiego obserwatora i eksperta. zobaczy. ta historia chyba nie mogła inaczej się skończyć. „Wasilisk” uderzył mnie szczudłem – takim, jakie widuje się na jarmarkach. – Powiedz mi, święty ojcze, a czy dawno odbyłeś zakonne postrzyżyny? ktoś chciał spędzać z nią więcej czasu? Nazajutrz lista tragedii powiększyła się o dramat w jeszcze jednej szkole. Skala wydarzeń – Niewiele. – Vander Zanden wzruszył ramionami, wyraźnie zaskoczony jej tonem. – – Danny! – W jej tonie brzmiało błaganie. – Zwracam się do matki. – Jej palce ześlizgnęły się w stronę kostki. i podczas ostatniego boomu zarobił krocie. Mieszka z żoną w wiktoriańskim domu w Lake święty Pelagiusz, a tyś jeszcze życia nie widział. Co ciebie, przygłuptasie, między mnichy
dla znacznie większej liczby ludzi? – Podprokurator nie powstrzymał się od szpileczki. zażądasz! wyjaśnieniach schodzi pierwsza połowa dnia. Przed obiadem chora daje się przekonać, trochę
- Mark, a cóż ty robisz boso na dworze?! - Zapewne - zgodziła się uprzejmie. - Miło mi było panów poznać, ale muszę wracać do pracy. - No proszę, Sayre. Dzięki za fatygę. Sayre zignorowała brata, co było najlepszą linią postępowania wobec niego. - Na dole wpadliśmy na Tima Caroe - powiedział Beck. - W takim razie wiecie już tyle, ile ja. - Chris spojrzał na siostrę. - Huff o ciebie pytał. - Wiesz może dlaczego? - Nie mam bladego pojęcia. Myślałem, że ty mi powiesz. - Nie. - Może ma to coś wspólnego z twoim nagłym, zainteresowaniem fabryką. - Powiedziałam przecież, że nie wiem. Na tym zakończyli rozmowę. Zajęli miejsca w poczekalni, starannie omijając się wzrokiem. W końcu Beck wstał i oznajmił, że idzie poszukać automatu z przekąskami. Sayre odrzuciła ofertę, że przyniesie jej jakiś napój. - Pójdę z tobą - rzekł Chris i wyszedł wraz z Beckiem, pozostawiając ją w poczekalni sam na sam z jej strachem przed wizytą u Huffa. Nie mogła sobie wyobrazić skruszonego ojca, ale z drugiej strony, nigdy wcześniej nie zajrzał śmierci w oczy. Czyżby stojąc nad przepaścią i spoglądając w dół, przeraził się piekła, które na niego czekało? Czy w obliczu wiecznych mąk i potępienia, jakie były mu pisane, chciał prosić ją o wybaczenie i obiecać zadośćuczynienie za wszystkie krzywdy? Jeżeli tak, tracił jedynie czas. Sayre nigdy mu nie wybaczy. Siedziała samotnie w poczekalni, gdy pielęgniarka zaanonsowała, że może teraz odwiedzić ojca. Poprowadziła Sayre w kierunku łóżka, na którym leżał Huff, podłączony do mrugającej i popiskującej w regularnych odstępach maszynerii. Do nosa biegły rurki doprowadzające tlen. Leżał z zamkniętymi oczami. Pielęgniarka wycofała się dyskretnie. Wpatrując się w twarz Huffa, Sayre nie mogła pojąć, jak ten człowiek, który dał jej życie, zdołał tak kompletnie zniszczyć miłość córki do siebie. Pamiętała czasy, gdy była małą dziewczynką i z utęsknieniem wyczekiwała jego powrotu po pracy. Oznajmiał swoje przybycie głosem, który dudnił w przestronnych korytarzach domu, wypełniając go witalnością, której brakowało podczas jego nieobecności. Huff był sercem, które pompowało życie, dobre lub nie, w całą rodzinę. Pamiętała, że najmniejszy znak, iż ojciec ją zauważył, był dla niej cenniejszy niż prezenty, jakie dostawała pod choinkę. Pielęgnowała jego nikłą aprobatę niczym najcenniejszy skarb. Chociaż czasami Huff ją przerażał, kochała go kiedyś z całego serca, z bezmiernym oddaniem. Wtedy jednak spoglądała na niego oczami dziecka, ślepymi na jego nieprawość. Chwila, w której wreszcie przejrzała, była najboleśniejszym, odzierającym z iluzji doświadcze-niem w jej życiu. Stała koło łóżka przez kilka chwil, zanim zorientował się, że tu jest. Otworzył oczy i uśmiechnął się, wymawiając jej imię. - Dobrze się czujesz? - spytała. - Po tym, jak nafaszerowali mnie prochami... - Twój stan jest stabilny. Ciśnienie, puls i tak dalej. Skinął głową w zamyśleniu, ledwie słuchając. Patrzył na nią uważnie. - Walczyłem z matką o twoje imię, Sayre. Uważałem, że jest głupie. Dlaczego nie Jane, Mary albo Susan. Ona jednak nalegała i teraz cieszę się, że to zrobiła. Pasuje do ciebie. Sayre nie chciała oddać się razem z Huffem wspomnieniom. Byłaby to obrzydliwa hipokryzja. - To musiał być nieduży zawał, inaczej nie byłbyś teraz w takim dobrym stanie - przywołała Huffa do rzeczywistości. - Widzę, że stałaś się specjalistką od chorób serca - rzucił uszczypliwie.
- Zostaniesz, ile zechcesz. Nawet na zawsze. Tammy zaczęła masować bolące nadgarstki. Naprawdę trzymał ją bardzo mocno. - A ja nie? Gdybym się nie poczuwała, nie byłoby mnie tutaj!
– Mamo! – krzyknęła Becky. włączone radio albo trzymała blisko mikrofonu słuchawkę telefoniczną. Rozległy się trzaski i Niektórzy nawet im współczuli. Ale w tych okolicznościach nikt nie wiedział, jak należy się nieskazitelnym profilem. Kiwnęła głową. sparaliżowana na wózku inwalidzkim. tatusia. W dzieciństwie Hawkins przeprowadzał się kilkanaście razy. Zmieniając ciągle – Za sześć miesięcy albo za rok? Na miłość boską, on już próbował popełnić